Stanisław Mazur
Rudołowice 1938
Wspomnienia Zofii Drozd z domu Mazur związane z bratem, Stanisławem Mazurem
Jestem jedną dziewięciorga rodzeństwa Mazurów, zaznaczam, że w tej chwili jedyną żyjącą. Brat Stanisław był najstarszy, urodzony w 1914 roku, ja Zofia urodziłam się 15 maja 1933 roku.
Pierwsze moje zetknięcie z bratem, które pamiętam, to lato 1938 roku. Rodzice i starsze rodzeństwo poszli do pracy w polu, brat Stasio opiekował się mną i młodszą siostrą Michaliną, która miała 2,5 roku. Dobrze pamiętam, jak brat robił nam kanapki na podwieczorek, i Michasia nie wzięła od niego, bo go nie znała, więc ja byłam pośrednikiem.
Następne moje wspomnienia to styczeń 1939 roku. Śnieżna zimna noc, spałam, kiedy mama nas obudziła, bo brat Stasio został przywieziony przez mojego tatę z Jarosławia, to jest 10 km od naszej miejscowości Roźwienica. Brat miał duże bagaże, ogromne walizy, jedna była granatowa, druga brązowa i jeszcze taka mała walizeczka, jakby dziś powiedzieć „dyplomatka”. Nawet wiem, co w niej było: ładnie ułożone chusteczki do nosa i obok były przybory do golenia. Osobno były narty, buty oficerki i inne rzeczy. Było dużo tego, ale co najbardziej pamiętam, to dużą bombonierę przewiązaną czerwoną wstążeczką, a w niej dużo cukierków w papierkach i nadziewanych. Mama roznosiła nam garściami te cukierki – to była wielka radocha, bo przecież przyjechał nasz brat, jako oficer Wojska Polskiego. Na drugi dzień Stasio ubrany był w koszulę wełnianą w kratkę czerwono-biało-chabrową i pulower, który był dwustronny, na jednej chabrowy, a na drugiej czerwony. Więcej nie pamiętam ubioru, ale wziął narty i poszusował w odwiedziny do rodziny do drugiej wioski, z czego byli tam bardzo zadowoleni, później ciągle wspominali te odwiedziny.
Jak brat odjeżdżał, nie przypominam sobie. Jedno mi się przypomina, że siostrze, Stefci, która miała 20 lat, przysłał pieniądze na ładną torebkę, która była, to pamiętam – brązowa i jeszcze za resztę kupiła sobie parasolkę – bardzo się z niej cieszyła.
Jesienią, w 1939 roku przyszedł list od brata — u góry pisało „Kozielsk”, a niżej: „Kochani Rodzice” i dokładnie pamiętam, co pisał: „Jestem zdrów i cały, dostałem się do rosyjskiej niewoli, a kolega Stasiek został ranny i dostał się do niewoli niemieckiej”. Więcej nie wiem, co było tam napisane. Myślę, że musiałam ten list czytać w późniejszych latach, bo dziś pamiętam dokładnie te słowa i piękny charakter pisma. A mama po przeczytaniu listu stwierdziła: „Dobrze, że Stasiu wybrał w liceum język dodatkowy – rosyjski, teraz w niewoli może się dogadać ze strażnikami”. Na list mama odpisała, ale od brata już więcej listów nie było.
Ten list mamy był przy nim, kiedy Niemcy go wykopali w 1943 roku.
Latem 1943 roku, była niedziela i ja biegałam po podwórku, a brat Gienek, który miał wtedy trzynaście lat, przyniósł gazetę. W takiej czarnej ramce było napisane: „Podporucznik Mazur Stanisław, syn Jana, Roźwienica, poczta Wystrowice. Znaleziono przy nim list z tym adresem i drewniane wieczko od szkatułki z wyrytymi inicjałami S.M.”
Mama często przy różnych okazjach płakała, ale mówiła, że może to nieprawda, że on żyje, że może wyjechał z Andersem. Jeszcze zaznaczam, że ten ranny w walce kolega po wojnie odnalazł się w Anglii, a nasz brat zdrów i cały w okropnym dole.
List, który był przysłany z Kozielska, i zdjęcie brata Stanisława zostały wysłane do Warszawy w latach dziewięćdziesiątych.