Henryk Zakrzewski

 

Hen­ryk Zakrzew­ski z żoną Sewe­ry­ną i dzieć­mi, około 1938 roku.
Od lewej: Ewa, Kry­sty­na, Hen­ryk, Sewe­ry­na, Henryk.

 

Wspo­mnie­nia z minio­nych szczę­śli­wych i kosz­mar­nych dni

córka Kry­sty­na Gołębiowska

 

 

Krót­ki był okres mał­żeń­stwa moich Rodzi­ców, bo trwał tylko 12 lat. Ze wzru­sze­niem wspo­mi­nam swo­je­go Tatę: wyso­ki, ele­ganc­ki, przy­stoj­ny. Dużo czasu poświę­cał dzie­ciom. Nauczył nas jazdy na łyż­wach, nar­tach i rowe­rze. Był tak zwaną „złotą rącz­ką”, potra­fił robić wszyst­ko. Bratu zro­bił pięk­ne­go konia na bie­gu­nach, na wzór pomni­ka ks. Józe­fa Ponia­tow­skie­go w War­sza­wie, mnie zro­bił kuchen­kę z garn­ka­mi, wózek dzie­cin­ny, kajak, zapal­nicz­kę na biur­ko w kształ­cie arma­ty. Potra­fił napra­wić wszyst­ko. Wszyst­kie kostiu­my na bale kar­na­wa­ło­we pro­jek­to­wał i sam wyko­ny­wał. Pięk­nie malo­wał i rzeź­bił. Wie­czo­ra­mi czy­tał nam książ­ki. Opo­wia­dał o naszych przod­kach, histo­rii naszej ojczy­zny i prze­ży­ciach w cza­sie I wojny świa­to­wej, w któ­rej brał udział jako 18-letni ochotnik.

Zacho­wa­ły się listy z fron­tu do rodzi­ców: 3 marca 1919 roku pisze, że cały bata­lion jest już na fron­cie, a w kom­pa­nii pozo­sta­li tylko cho­rzy i on, jako maga­zy­nier broni i umun­du­ro­wa­nia. 20 kwiet­nia 1919 (Wiel­ka Sobo­ta) pisze, że nie otrzy­mał obie­ca­ne­go urlo­pu, bo ma roz­kaz roz­wie­zie­nia świę­co­ne­go na pla­ców­ki. W listach z 7 maja i 12 maja 1919 roku ( pocz­ta polo­wa nr 24) z Mar­ty­nów­ki i Piń­ska pisze, że od kilku dni są bez chle­ba, ale dostał pacz­kę od rodzi­ców i cała zie­mian­ka miała ucztę. Dalej opi­su­je, że plu­to­no­wy oddał swoje buty do napra­wy i nało­żył kama­sze Taty, więc sie­dzi boso i zabrał się za pra­nie brud­nej, zawszo­nej bielizny.

Pamię­tam też „wian­ki” w świę­to sape­rów 24 czerw­ca. Na przy­sta­ni nad Bugiem zbie­ra­ło się mnó­stwo ludzi z całe­go Brze­ścia i podzi­wia­li­śmy prze­pły­wa­ją­ce ude­ko­ro­wa­ne łodzie, na któ­rych żoł­nie­rze przed­sta­wia­li różne sceny i ske­cze. Była też kolej­ka lino­wa przez Bug, zjeż­dżal­nie, karu­ze­la, strzel­ni­ce i inne atrak­cje, a cały czas przy­gry­wa­ła orkie­stra woj­sko­wa. Było barw­nie i weso­ło. Przy­po­mi­nam też sobie uro­czy­ste apele i cap­strzy­ki na placu Saper­skim, defi­la­dy i powro­ty woj­ska z manew­rów, w cza­sie któ­rych na tra­sie prze­jaz­du cze­ka­li­śmy, aż prze­je­dzie nasz Tato na koniu, żeby powi­tać Go kwia­ta­mi (twier­dza brzeska).

Bez­tro­skie dzie­ciń­stwo skoń­czy­ło się 1 wrze­śnia 1939 roku.
Bom­bar­do­wa­nie twier­dzy zmu­si­ło dowódz­two do ewa­ku­owa­nia 25 rodzin woj­sko­wych na wieś Zamo­sty. Mama chcia­ła zabrać ze sobą wię­cej rze­czy, ale Tato stwier­dził, że nie ma sensu brać duże­go baga­żu, bo wojna wkrót­ce się skoń­czy. Za namo­wą Taty nie pod­ję­ła też pie­nię­dzy z PKO, gdyż uwa­żał, że ojczy­zna jest w potrze­bie, a zawsze sta­wiał ją na pierw­szym miej­scu. I tak w let­nich sukien­kach, ze 120 zł w kie­sze­ni, niby na parę dni poje­cha­li­śmy, jak się oka­za­ło, na sko­mu­ni­zo­wa­ną wieś, gdzie chcie­li nas zamor­do­wać. Prze­ży­li­śmy tylko dzię­ki gospo­dy­ni, która ura­to­wa­ła nam życie, powstrzy­mu­jąc pija­nych synów od morderstwa.

Pierw­szą wia­do­mość od Taty przy­wiózł żoł­nierz z Kod­nia ze sło­wa­mi Taty: „Jest cięż­ko, szko­da słów, jesz­cze się zoba­czy­my”. 25 wrze­śnia 1939 z tru­dem udało się Mamie wyna­jąć fur­man­ki i doje­chać 9 km do Kod­nia, dalej gospo­da­rze nie chcie­li nas wieźć, bo było nie­bez­piecz­nie. W twier­dzy nie wpusz­czo­no nas do nasze­go miesz­ka­nia, „ofi­cer­ski­je wisz­czi eto kazion­ny­je”. W Brze­ściu rodzi­ce mieli dom, lecz tam też nie było dla nas miej­sca. Loka­to­rzy nas nie przyjęli.

8 paź­dzier­ni­ka 1939 roku, bra­to­wa Taty, Wiera, prze­cho­dząc ulicą w Bia­łej Pod­la­skiej zoba­czy­ła kolum­nę jeń­ców i wśród nich moje­go Ojca, który zdo­łał prze­ka­zać jej 1800 zł i powie­dział: „To dla moich dzie­ci” (była to trzy­mie­sięcz­na odpra­wa). Wiera natych­miast powia­do­mi­ła o tym zda­rze­niu rodzi­nę. Bab­cia Anie­la i cio­cia Nula pobie­gły na dwo­rzec PKP. Tam mój Tato z widła­mi wyrzu­cał z wago­nu nawóz. Tuląc się do Niego, szep­ta­ły: „Henek, ucie­kaj”. Odrzekł: „Mnie już wszyst­ko jedno, nie wiem, za co? Dla­cze­go?” Żoł­dak ode­pchnął Tatę i powie­dział „uże dowol­no, ujdi­tie, nie lzja”. Pociąg ruszył w kie­run­ku Brześcia.

Pierw­szą wia­do­mość o życiu Taty otrzy­mał dzia­dek Edward ze Sta­ro­biel­ska, pisa­ną w wigi­lię Boże­go Naro­dze­nia. Tata mar­twił się o los swo­jej rodzi­ny. Mama o tym nie wie­dzia­ła, bo my byli­śmy pod dru­giej stro­nie gra­ni­cy. Od Taty wciąż nie było wie­ści, aż któ­re­goś dnia przy­szedł do zna­jo­mych list ze Sta­ro­biel­ska, w któ­rym pisał, że nie może nas odna­leźć, nie wie, gdzie jeste­śmy. Dopie­ro wtedy dowie­dzie­li­śmy się, że jest w obozie.

Mama codzien­nie wysy­ła­ła do Taty listy, jed­nak nie było odpo­wie­dzi. Dopie­ro po pew­nym cza­sie, gdy Mama wysy­ła­ła kolej­ny list pole­co­ny, pra­cow­ni­ca w okien­ku na poczcie, widząc, że w pobli­żu nie ma niko­go, powie­dzia­ła po rosyj­sku, że jej szko­da Mamy, bo ma pole­ce­nie wyrzu­ca­nia wszyst­kich takich listów do kosza. Pora­dzi­ła, żeby wysłać tele­gram, bo ten na pewno doj­dzie. Tak też Mama zro­bi­ła i wresz­cie w marcu 1940 roku dosta­li­śmy pierw­szy list od Taty. Mar­twił się o nas, czy nie jeste­śmy głod­ni. O sobie pisał nie­wie­le. Był to jedy­ny list pisa­ny 1 marca 1940 roku.

Na próż­no Mama szu­ka­ła swo­je­go męża przez Moskwę i Czer­wo­ny Krzyż w Gene­wie. Wie­dzie­li­śmy o mor­dzie w Katy­niu, jed­nak na listach zamor­do­wa­nych, Jego nie było.
Dopie­ro w 1990 roku Gor­ba­czow udo­stęp­nił listę jeń­ców ze Sta­ro­biel­ska. Pod­czas eks­hu­ma­cji prze­pro­wa­dzo­nej w Char­ko­wie w 1996 roku zwło­ki Hen­ry­ka Zakrzew­skie­go zosta­ły ziden­ty­fi­ko­wa­ne (źró­dło: Biu­le­tyn Infor­ma­cyj­ny „Rodo­wód” Gdy­nia, paź­dzier­nik 1996).

Został odzna­czo­ny: Meda­lem Pamiąt­ko­wym za wojnę 1918 – 1921, Meda­lem Dzie­się­cio­le­cia Odzy­ska­nia Nie­pod­le­gło­ści, Brą­zo­wym Meda­lem za dłu­go­let­nią służ­bę, Srebr­nym Krzy­żem Zasłu­gi. Pośmiert­nie Odzna­ką Pamiąt­ko­wą Krzyż Kam­pa­nii Wrze­śnio­wej 1939 r. (Lon­dyn, 15 sierp­nia 1985, nr legi­ty­ma­cji 11568) oraz Meda­lem za udział w woj­nie obron­nej 1939 (nr 5 – 96-134).