Henryk Napoleon Dawid Brendel
Mój dziadek Henryk Napoleon Dawid Brendel
Barbara Brendel-Kwiatkowska
Urodził się 8 czerwca 1885 roku we Lwowie, syn Aleksandra (Szulima) i Henryety (Dalii) z Weingartenów. Studia medyczne ukończył na wydziale lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie w 1912 roku. Pracował jako asystent w Klinice prof. Dr Alberta Neissera we Wrocławiu (Breslau) od 1 stycznia 1913 do 1 czerwca 1914, a następnie, jako I asystent w Klinice u prof. Fingera w Wiedniu od 1 czerwca 1914 do 27 grudnia 1918 roku. Był doktorem nauk medycznych, specjalistą dermatologiem i wenerologiem.
Znał w mowie i piśmie języki: niemiecki, ukraiński, włoski i serbski. Przebywał w krajach: Węgry, Austria, Czechy, Niemcy, Włochy, Serbia, Bułgaria, Grecja, Egipt i Szwajcaria.
Od 1 sierpnia 1914 do 4 grudnia 1914 roku służył w Sztabie Armii Południowo-Wschodniej jako porucznik, adiutant szefa sanitarnego armii austriackiej. Od 4 grudnia 1914 do 29 czerwca 1919 roku był w niewoli serbskiej, a po zajęciu Serbii we włoskiej.
28 sierpnia 1919 roku wstąpił ochotniczo do Wojska Polskiego. W stopniu kapitana jako lekarz przydzielony został do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie; 25 października przeniesiony z rozkazu D.O.Gen. Warszawy do Ossowca celem organizowania tam szpitala, następnie do szpitala wojskowego w Bielsku (Cieszyńskie); od 15 kwietnia 1921 do Dowództwa Odcinka Kordowego Baranowicze; od 18 października 1921 do szpitala polowego 4503 w Suwałkach.
Był uczestnikiem wojny sowiecko-polskiej (1918 – 1921).
W 1921 roku w Jędrzejowie ożenił się z Eugenią z Noconiów (ur. 1900). W 1922 roku zwolniony do rezerwy. Po demobilizacji mieszkał z żoną w Chełmie Lubelskim, gdzie pracował m.in. jako lekarz szkolny w Chełmie i rejonie Sawin. Tamże, 24 czerwca 1922 roku urodził się jedyny syn Bolesław Stefan. Następnie w czerwcu 1931 roku przeniósł się z rodziną do Płocka, gdzie prowadził praktykę lekarza wenerologa-dermatologa do momentu wybuchu wojny.
Zmobilizowany 1 września 1939 roku, otrzymał przydział do 2 Szpitala Okręgowego w Modlinie. Stamtąd ewakuowany na wschód wraz ze szpitalem polowym. Dostał się do niewoli sowieckiej w nieznanych okolicznościach. Więziony w obozie w Kozielsku, skąd rodzina otrzymała ostatnią wiadomość w styczniu 1940 (jedyny list nie zachował się). Zamordowany w maju 1940 w Katyniu.
****
Tyle faktów na podstawie zachowanych dokumentów rodzinnych i z archiwów państwowych. A jak postać mojego dziadka wyglądała w przekazach i opowieściach rodzinnych? Jaki wpływ miały jego losy na późniejsze życie rodziny?
Henryk Napoleon Brendel: postać malowana przekazami, opowieściami rodzinnymi.
Żona Henryka Napoleona (tych imion używano w rodzinie) Eugenia (z domu Nocoń), czyli moja babcia, mieszkała zawsze razem z nami i pamiętam, jak wspominała swoją historię. Były to barwne opowieści z anegdotkami. Zaczęło się romantycznie, jak w powieści. Dziadek, jadąc bryczką w Jędrzejowie, ujrzał spacerującą piękną młodą kobietę i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Aranżując spotkanie z nią, od razu oświadczył się, prosząc o rękę. Oświadczyny zostały przyjęte, a różnica wieku – 15 lat – nie stanowiła żadnej przeszkody. Jako oficer lekarz w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie musiał uzyskać zgodę na małżeństwo z przedstawioną narzeczoną, którą to zgodę na piśmie otrzymał od swojego dowódcy.
Jednakże rodzice nie zaakceptowali wybranki syna – jak powiadała babcia – ponieważ była tylko córką kolejarza, a więc był to mezalians. Narzeczona stwierdziła, że skoro sprzeciwili się małżeństwu syna, zanim ją poznali, to nie chce ich znać. Nie wiedziała, czy jej mąż kontaktował się ze swoją rodziną w czasie ich małżeństwa i nie miała żadnych o nich informacji. Nie wiadomo było zatem nic o rodzicach, rodzeństwie, o przodkach dziadka. Wobec późniejszych, niżej ujawnionych tajemnic, mam wątpliwości, czy to była rzeczywista przyczyna sprzeciwu temu małżeństwu.
Ślub odbył się w Jędrzejowie w 1921 roku, a w czerwcu 1922 urodził się jedyny syn Bolesław Stefan. Dziadek w owym czasie był już znanym lekarzem wenerologiem, a choroby weneryczne były bardzo rozpowszechnione, szczególnie wśród elity, a chorzy dbali o dyskrecje. Dziadek skutecznie je leczył (w tym czasie skuteczność leczenia stanowiła rzadkość w Polsce), ceniono jego metody i zachowanie dyskrecji, miał wielu zamożnych pacjentów z całej Polski, w tym wielu ze stolicy. Dr Henryk Brendel z żoną Eugenią byli znani i szanowani nie tylko w Chełmie Lubelskim i później w Płocku, gdzie mieszkali, ale także w Warszawie. Prowadzili życie towarzyskie, spotykali się na rautach, przyjęciach, balach, grali w brydża i belotkę z przyjaciółmi. Często też bywali w Warszawie. Dziadek uchodził za niezmiernie spokojnego, wyrozumiałego, pogodnego i dowcipnego człowieka i był bardzo lubiany.
Żona (moja babcia) była osobą inteligentną i towarzyską, znana też była z „ciętego” języka i bez ogródek wyrażała swoje zdanie i opinie. Bywało, że niektórzy czuli się obrażeni uwagami „pani doktorowej” i wtedy mąż miał nie lada problem. W Polsce międzywojennej obowiązywał tzw. Kodeks honorowy, według którego mąż odpowiadał za obraźliwe, dokuczliwe wypowiedzi żony. Dziadek nierzadko miał z tego powodu „sprawy honorowe” w sądzie, wnoszone przez osoby , które czuły się obrażone przez babcię. Na ten temat krążyło w rodzinie wiele anegdotek, bo też żona przysparzała mu wiele niezwykłych sytuacji, czasem zabawnych dla otoczenia, chociaż przykrych dla zainteresowanych. Wykazywał w takich chwilach wyjątkową cierpliwość i spokój, a także poczucie humoru. Przykład z życia: oboje małżonkowie wybierali się na przyjęcie i żona pojechała do Warszawy do fryzjera. W drodze w pociągu spotkała pewną panią, która zwróciła uwagę na jej blond fryzurę. Traf chciał, że z powrotem wracała w towarzystwie tej samej pani, już jako brunetka. Współpasażerka stwierdziła, że babcia korzystniej wyglądała w blond włosach. Fryzjerka odmówiła ponownego rozjaśnienia włosów, więc babcia poprosiła dziadka, aby dostarczył jej perhydrol (30-procentowa woda utleniona), po czym sama rozjaśniła sobie włosy, które po nawinięciu na wałki i wysuszeniu zdjęła z głowy razem z wałkami. Efekt? Pretensje do męża, że przyniósł perhydrol, na co dziadek ze stoickim spokojem „Kochanie, nie denerwuj się, kupię ci perukę, jaką tylko będziesz chciała, białą, czarną, niebieską… i będziesz pięknie wyglądać”.
Osoby, które miały kontakt z Henrykiem, wspominały go jako człowieka służącego pomocą bliźnim w potrzebie, był bardzo lubiany i szanowany, ceniony za swą wiedzę i miłość bliźniego. Był aktywnym członkiem Kasy Pomocy Koleżeńskiej przy Izbie Lekarskiej Lubelskiej. Uprawiał wioślarstwo w Towarzystwie Wioślarskim w Płocku. Dbał też o dobre wykształcenie i podnoszenie swojej zawodowej wiedzy medycznej, ucząc się u najlepszych, jak np. prof. Albert Neisser we Wrocławiu czy prof. Finger w Wiedniu. Znał w mowie i piśmie kilka języków: niemiecki, ukraiński, włoski i serbski.
Ponadto, co zawsze podkreślał mój ojciec, a jego syn, był prawdziwym, wielkim patriotą, co udowodnił, zgłaszając się na ochotnika do wojska (zaraz po powrocie z niewoli serbskiej i włoskiej, gdzie znalazł się w czasie I wojny światowej), chcąc walczyć o wolność i niepodległość Polski. Te wartości przekazał swojemu synowi. W czasie wojny 1918 – 1921 dziadek służył kolejno w szpitalach: Ujazdowskim, wenerologicznym w Ossowcu, wojskowym w Bielsku, dowództwa odc. Koronowego Baranowicze, szpitalu polowym w Suwałkach.
1 września 1939 roku zmobilizowany do 2 szpitala okręgowego w Modlinie, skąd został ewakuowany na wschód ze szpitalem polowym. W nieznanych okolicznościach dostał się do niewoli sowieckiej i dalej do obozu w Kozielsku. We wrześniu po wkroczeniu Niemców do Płocka żona z synem zostali wysiedleni i Niemcy skonfiskowali cały majątek. Pozbawieni domu i majątku, znaleźli schronienie u siostry żony Henryka, Zofii, w Radomsku, gdzie mieszkali przez całą wojnę. Tam otrzymali wiadomość od Henryka z Kozielska. To był jedyny list i ostatni kontakt. Kiedy Niemcy odkryli masowe groby pomordowanych w Katyniu, na liście ujawnionych ofiar zbrodni znalazł się kapitan Henryk Napoleon Brendel.
Jak historia życia Henryka Napoleona Brendla wpłynęła na losy rodziny?
W Radomsku mój ojciec, Bolesław, wychowany w duchu patriotycznym, wraz ze swoim kuzynem Bronisławem walczył z okupantem w oddziale Armii Krajowej: od listopada 1939 do 18 stycznia 1945 roku kolejno jako łącznik w ZWZ w Warszawie (ps. „Bolek”); w Kedywie AK w Radomsku (ps.„Kulesza”), w korpusie „Jodła”, gdzie brał czynny udział w wielu znaczących akcjach i bitwach, następnie od listopada 1944 jako członek kontrwywiadu AK (ps. „Vico”). W tym czasie pewien nauczyciel, który zakochał się w babci i dostał od niej kosza (jego imię i nazwisko jest nam znane), odkrył pochodzenie żydowskie dziadka i szantażował tym rodzinę, a gdy to nie poskutkowało, napisał donos do gestapo. Na szczęście AK miało swojego człowieka na poczcie i donos nie dotarł do adresata. Na tym jednak się nie skończyło i po wojnie ów zazdrosny adorator babci nadal szantażował rodzinę ujawnieniem władzom komunistycznym nie tylko pochodzenie dziadka, ale także AK-owskiej przeszłości mojego ojca.
Po wyzwoleniu, w obawie przed represjami ze strony władzy komunistycznej, mój ojciec uciekł do Łodzi, a w kwietniu 1945 roku do Poznania, gdzie rozpoczął studia na wydziale lekarskim Uniwersytetu. Jako student ożenił się w 1948 roku z Danutą Urbanowicz, pochodzącą z Wołynia. W 1949 roku urodziła się córka (pisząca ten artykuł) Barbara, a w 1951 roku syn Janusz. Babcia Eugenia prowadziła ze wspólnikiem sklep w Toruniu i u niej z rodziną zamieszkał jej jedyny syn, a mój ojciec, podejmując pracę w szpitalu miejskim na oddziale chirurgicznym jeszcze przed otrzymaniem dyplomu lekarza. I tutaj radomski szantażysta nie dawał spokoju, babcia prawdopodobnie coś mu płaciła za milczenie, o czym dowiedziałam się niedawno.
Rodzinie cały czas towarzyszył strach. Nic więc dziwnego, że kiedy tuż po otrzymaniu dyplomu lekarskiego przyszedł rozkaz powołania do Ludowego Wojska (kwiecień 1951), ojciec był przerażony. Ten fakt pokrzyżował jego plany zawodowe: ojciec został przeniesiony do Szczecina, a stamtąd był wysyłany do pracy w szpitalach polowych w Karwicach, Ziemsku i Drawsku. Wspominał, jak spotkał na ulicy w Szczecinie człowieka, który miał wyrok śmierci, bo był konfidentem Gestapo, lecz uniknął wykonania kary; gdy ojciec podążył jego śladem, okazało się, że pracuje w UB. Po wielkich staraniach wróciliśmy do Torunia w 1955 roku.
O śmierci dziadka mówiło się w domu niemal szeptem i wiadomo było, że nie można o tym wspominać poza najbliższą rodziną. O walce ojca w Armii Krajowej dowiedziałam się już w dorosłym życiu i to bez szczegółów. Dopiero po przemianach ustrojowych w Polsce w 1989 roku ujawnił swoją przeszłość i zapisał się do powstałej w Toruniu Rodziny Katyńskiej. Uczestniczył w upamiętnieniu tablicą Ofiar Zbrodni Katyńskiej w kościele św. Ducha w Toruniu. Jednak nie chciał pojechać na cmentarz katyński i do końca życia nie wybaczył Sowietom tej zbrodni. Ojciec zmarł w 2003 roku i nigdy, nawet żonie, nie ujawnił żydowskiego pochodzenia swoich rodziców. Dokumenty rodzinne nie zawierały żadnych danych, które mogłyby zasugerować semickie korzenie dziadka, nawet nie można było znaleźć imion jego rodziców. Dlaczego nie wyjawił tego nawet najbliższej osobie, czyli swojej żonie? Tego już się nie dowiemy.
Tajemnica rodzinna wyszła na jaw. Jak to się stało?
Bolesław Stefan Brendel zmarł 23 kwietnia 2003 roku. Kilka lat później, chyba w 2010 roku, żona Danuta (moja mama) odebrała zaskakujący telefon z powstającego w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich. Przedstawicielka Muzeum prosiła o przekazanie kopii dokumentów i pamiątek po Henryku Dawidzie Napoleonie Brendel do zbiorów tegoż Muzeum. W tym czasie, po śmierci ojca, zastąpiłam go w toruńskiej Rodzinie Katyńskiej, dlatego mama skierowała do mnie panią Majewską, która zajmowała się pozyskiwaniem dokumentacji dla Muzeum w budowie. Spełniłam prośbę o udostępnienie posiadanych materiałów, które – podobnie jak Muzeum Katyńskiemu w Warszawie –przekazałam w formie elektronicznej. W zamian na moją prośbę przysłano mi kopie dokumentów będących w posiadaniu Muzeum.
Poznaliśmy nowe fakty z życia Henryka N.D. Brendel: w metryce urodzenia z księgi we Lwowie są dane rodziców Henryka: ojciec Szulim Brendel i matka Henryeta z domu Weingarten, córka Lajba i Heni Weingarten, którzy zawarli ślub 11 stycznia 1876 roku w Drohobyczu, oraz adres zamieszkania we Lwowie. W dokumentach wojskowych w rubryce wyznanie Henryk pisał: bezwyznaniowiec. Jest też informacja o pobycie w niewoli serbskiej, a później włoskiej w latach 1914 – 1919; o ochotniczym zgłoszeniu się do służby w Polskiej Armii w 1919 roku.
Być może jeszcze gdzieś, kiedyś ujawnią się nowe fakty o moim dziadku i o jego rodzinie. Niezależnie od tego, dziś pamiętamy o Henryku Napoleonie Dawidzie Brendlu, zasłużonym przodku, patriocie, przekazując wizerunek tej postaci dzieciom i wnukom; czcimy jego pamięć, nie zapominając o tym, że za swoją postawę i obronę ojczyzny został zamordowany przez Sowietów w Katyniu. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci przeżycie, gdy w czasie uroczystości na cmentarzu katyńskim w roku 2011 salwa honorowa oddana na cześć Ofiar zbrodni zabrzmiała w moich uszach jak śmiertelne strzały w tył głowy naszych krewnych w 1940 roku.