Eugeniusz Raszek
Pamięci Eugeniusza i Gabrieli Raszków
Małgorzata Brzeszczak
W 70. rocznicę Zbrodni Katyńskiej dokonanej na oficerach polskich przypada mi powiedzieć historię kapitana Eugeniusza Raszka i jego żony Gabrieli – pradziadków mojego męża Macieja.
Okrucieństwo II wojny światowej, masowość śmierci i anonimowość tak wielu jej ofiar powoduje, że dla młodego pokolenia wydaje się wydarzeniem bardzo odległym, trudnym do wyobrażenia, zwłaszcza gdy dorastało się już w wolnej Polsce. Jednocześnie jednak ten dystans czasowy ulega szokującemu skróceniu, gdy uświadamiam sobie, że zaledwie 20 lat temu prawda historyczna doczekała się sankcji politycznej w postaci odtajnienia części akt oraz przyznania przez Rosję, że za mordem katyńskim stały struktury NKWD.
Jako dziecko patrzyłam na migawki telewizyjne ukazujące masowe groby pomordowanych polskich żołnierzy oraz pamiętam niezwykłej skali zapisy na pierwsze publikacje o Katyniu rozprowadzane przez parafię w rodzinnej miejscowości. Mgliste pojęcie dziecka o rozmiarze i skali zbrodni zmieniało się z biegiem czasu i edukacji w wiedzę o towarzyszącym jej zakłamywaniu historii przez przeszło pół wieku. Żadna jednak publikacja, choćby bardzo rzetelnie opracowana i oddająca szczegóły dramatycznych wydarzeń zapoczątkowanych w 1940 roku, nie ma takiej siły oddziaływania, jak historia konkretnego człowieka – uświadamia bowiem dobitnie, że za każdą z tysięcy ofiar stoi rodzina opłakująca zamordowanych synów, braci, mężów i ojców.
Historyczne syntezy dotyczące dramatycznych losów polskich żołnierzy osadzonych i zgładzonych w radzieckich obozach wiosną 1940 roku zawierają imienne listy zamordowanych więźniów uwzględniające, w zależności od możliwości identyfikacji zwłok, miejsce kaźni, stopień wojskowy oraz datę urodzin. To zdecydowanie zbyt mało, by podsumować czyjeś, wyjątkowe, bo indywidualne życie, zakończone w dodatku heroiczną śmiercią za wolność Ojczyzny. Potomkom pomordowanych w lesie katyńskim wypada upomnieć się o wydobycie losów swoich bliskich ze statystycznej anonimowości list i zestawień. Przyjęcie perspektywy jednostkowej przybliża bowiem nie tylko dzieje poszczególnych osób, ale pozwala zrozumieć i prześledzić los wielu polskich rodzin dźwigających brzemię katyńskiej zbrodni.
Choć punktem wyjścia tego wspomnienia o pradziadku Eugeniuszu Raszku jest jego tragiczna śmierć w lesie katyńskim, to jednak warto pamiętać, że każda historia ma swoje „przedtem” oraz „potem”, które dopiero zsumowane oddają jakąś część prawdy o życiu każdego człowieka.
* * *
…przedtem…
Eugeniusz Raszek urodził się 10 listopada 1904 roku w Sierszy koło Trzebini jako syn Ludwika i Agaty Marcelińskiej. Posiadał liczne rodzeństwo – Ludwika, Stanisława, Zofię, Helenę, Kazimierę. Uczęszczał do Gimnazjum w Chrzanowie, po maturze ukończył zaś Szkołę Podchorążych Piechoty w Bydgoszczy. Początkowo służył w 12 Pułku Piechoty w Wadowicach, w 1932 roku został mianowany podporucznikiem z przydziałem do 13 Pułku Piechoty w Pułtusku. Trzy lata później przeniesiony jako wykładowca w stopniu porucznika do Centralnej Podoficerskiej Szkoły Korpusu Ochrony Pogranicza w Osowcu.
4 stycznia 1936 r. Eugeniusz Raszek poślubił w Jaworznie Gabrielę z domu Bartonec. Niemal dokładnie rok później – 6 stycznia 1937 roku w Warszawie przyszła na świat ich jedyna córka – Barbara.
Od 1938 roku pełnił służbę w szeregach 1 Pułku Strzelców Podhalańskich w Nowym Sączu, biorąc udział w akcji zajęcia Zaolzia. 11 lipca 1938 roku odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi za zasługi w służbie Korpusu Ochrony Pogranicza. W rodzinnym archiwum znajdują się także medale z zawodów sportowych, dokumentujące zamiłowanie pradziadka do czynnego uprawiania sportu i utrzymywania doskonałego przygotowania fizycznego, tak niezbędnego dla zawodowego wojskowego:
- 1. miejsce w Zawodach Lekkoatletycznych o Mistrzostwo Wojska Polskiego w biegu rozstawnym 4x400 metrów (1927),
- 1. miejsce w biegu szturmowym w zawodach dywizji (maj 1927),
- 1. miejsce w pięcioboju Głównej Dywizji Piechoty (3 lipca 1927),
- 1. miejsce w rzucie oszczepem na zawodach lekkoatletycznych 6 Dywizji piechoty (1928),
- 1. nagroda w zawodach szpadzistów w 1935 roku,
- legitymacja Polskiego Związku Narciarskiego, Sekcji Narciarstwa WKS Osowiec w Osowcu.
Na początku 1939 roku Eugeniusz Raszek ukończył kurs dowódców kompanii w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie, natomiast we wrześniu kierował ewakuacją rezerwistów oraz rodzin wojskowych z Nowego Sącza do Brzeżan na polecenie płk. Krajewskiego. Gabriela Raszek tak wspominała ostatnie spotkanie z mężem:
„16 września 1939 roku widziałam się z Mężem po raz ostatni. Wyruszył z wojskiem w stronę Stanisławowa. Pamiętam, jak do ostatnich chwil doszkalał rezerwistów, starając się utrzymać ich w karności i dobrym nastroju. Kiedy opuszczali Brzeżany, czuł chyba, że zbliża się coś złego, bo po pierwszym pożegnaniu zawrócił raz jeszcze na motorze i odłączywszy od kolumny, podjechał do nas. Nic nie mówił takiego, bo widocznie nie chciał mnie martwić złymi przeczuciami”. [Relacja Gabrieli Raszek z 21 VII 1991 roku za J. Giza, Nowosądecka lista katyńska, Kraków, Oficyna Literacka, 1991, str. 67 – 68].
Przypuszczając, że coś złego czeka ich na wschodzie, prababcia zdecydowała się zawrócić wraz z córeczką. Najgorsze obawy miały się ziścić już w kolejnych dniach, gdy Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny Rzeczypospolitej. 19 września 1939 roku Eugeniusz Raszek został pojmany przez Sowietów w okolicach Stanisławowa i wywieziony do obozu jenieckiego w Kozielsku. Jeszcze w Stanisławowie istniała możliwość ucieczki do rodzinnej Sierszy lub ze względu na bliskość granicy – do Rumunii, jednak wiązało się to z koniecznością złożenia dystynkcji wojskowych, na co Eugeniusz Raszek nie chciał przystać, nie podejrzewając zapewne skądinąd, jaki los może czekać jeńców wojennych na radzieckiej ziemi.
Z niewoli przysłał do rodziny list z datą 30 listopada 1939 roku, który do dzisiaj przechowywany jest przez córkę – Barbarę Mudynę.
„Moi Najukochańsi!
Piszę na adres Mamusi, bo nie wiem gdzie kto jest. Mamusiu droga sądzę, że jesteś w domu i może moje ukochane są razem, a może wiesz gdzie są, bo ja ich w drodze zostawiłem, ale myślę, że już wrócili. Gabryś może w Sączu była, a może tam jest, to tylko prosiłbym, byś tam przesłała list, bo pewnie się niepokoją, a ja siedzę sobie spokojnie i czekam na moment powrotu, który mam nadzieję, wkrótce nastąpi. Ciekawy jestem co tam zostało w domu, czy jest do czegoś wracać. Ale najważniejsze co tam z Gabrysią, Basią, Mamusią, no wszystkimi (część tekstu nieczytelna) i gdzie są, jak będziecie mi pisać to proszę bardzo szczegółowo mi opisać, tylko napiszcie mi wspólny list i prędko a następny raz odpiszecie mi znów po moim liście. Ja dzięki Bogu jestem zdrów i humor dopisuje, tylko tęsknota za Wami strasznie dokucza, a zwłaszcza za moją Najukochańszą córeczką, której obraz mam stale przed oczyma. Jeszcze raz proszę napiszcie wszystko, wszystko!
Całuje Was bardzo serdecznie. Tulę do serca z całych sił.
Wasz Genek
P.S. O Ludku nic nie wiem. Adres musicie napisać po rosyjsku, tylko tak jak tutaj. Raszek Jewgienij Ludwikowicz, Gorol Kozielsk, Smoleńskoj Obłasti, Pocztowoj jaszczik No12, CCCP.”
20 kwietnia 1940 roku pradziadek Eugeniusz został wywieziony do Katynia i tam zamordowany (lista wywózkowa No 036/1, poz.72; podczas ekshumacji w 1943 r. zidentyfikowany pod nr. 3978). Gabriela Raszek kilkakrotnie podejmowała próby skontaktowania się z mężem przebywającym w niewoli sowieckiej, kierując swe listy na adres wskazany przez Eugeniusza Raszka. Niestety, listy wracały do nadawcy z napisem “retour” i moskiewskim stemplem, nigdy nie dochodząc do adresata.
„Kochany Genku!
Prócz wiadomości z listopada, nie wiemy nic o Tobie. Kilka razy pisałam, ale nie wiem czyś otrzymał od nas wiadomości. W dalszym ciągu mieszkamy z Basią u Mamusi w Trzebini, jesteśmy zdrowe. Ja od 1 b.m. pracuję, bo było nam już bardzo ciężko. Chodzę codziennie, trochę mnie to męczy, ale co nie robi się dla chleba. O naszym Staszku nie mamy dotychczas żadnych wiadomości, łudzimy się, że żyje. Tęsknimy już bardzo za Wami, a Basia szczególnie modli się codziennie o Wasz powrót. Bardzo wyrosła. Mamy nadzieję, że może już niedługo tej rozłąki! O ile możesz skreśl do nas chociaż kilka słów. Och Genek jak strasznie dokucza ta rozłąka! Poproszę kogoś by mi to samo po rosyjsku napisał, może prędzej dojdzie. Całuję Cię bardzo serdecznie, a od Baśki dla Tatuśka też wiele całusów, jako też od mamusi!
Trzebinia, 20 VIII 1940r.”
„Kochany Genku!
Dziś dzień Twoich imienin, jak zwykle myślą jestem z Tobą Ty mój Biedaku! Już przeszło rok jak miałam od Ciebie jedyną wiadomość, a od Stacha nic. Poczyniłam kroki na wywiezienie Cię do kraju neutralnego, byle chwyciło, to zawsze Ci tam będzie lżej. Basia rośnie zdrowo pod opieką Babci, bo – jak już pisałam do Ciebie – ja pracuję w Sierszy. Teraz jest nam lżej, jak ja zarabiam, byle nie ta myśl, że Wam nic pomóc nie można. Dowiedziałam się też przez dr Kr., że zostaliście porozdzielani po obozach. Ze Sączem mało się komunikuję. Zocha spędziła urlop u nas. Romkowie zdrowi. Dowiaduj się tam o naszego Staszka. O ile możesz pisz! Basia bardzo za Tatuśkiem tęskni, a ja jeszcze więcej. Całuję bardzo mocno wraz z Basią i mamusią!
Trzebinia, 13 XI 1940 r.”
* * *
… potem…
Po pojmaniu męża i wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej, Gabriela Raszek z dwuletnią wówczas córką Barbarą ratowała się ucieczką na zachód. Udało jej się dotrzeć do Nowego Sącza, gdzie zastała rozkradzione mieszkanie, co skłoniło ją do szukania schronienia w rodzinnych stronach, u swej matki Marii.
O śmierci męża Gabriela Raszek dowiedziała się, zanim, jak większość rodzin ofiar, odnalazła jego nazwisko na listach zamordowanych żołnierzy publikowanych w gazetach codziennych po ekshumacji masowych grobów w kwietniu 1943 roku. Jak wspomina córka Barbara matka podjęła krótko po pojmaniu ojca pracę w kopalni w Sierszy (o czym zawiadamiała go w liście pisanym do obozu w Kozielsku). Niejaki pan Pudlik, również pracownik kopalni, miał dostęp do nielegalnego wówczas radia i audycji stacji zachodnich, z których dowiedział się o odkrytych w Katyniu masowych grobach polskich oficerów i informacje te przekazał prababci.
Tragiczne wieści zostały wkrótce potwierdzone przez niemieckiego dyrektora kopalni w Sierszy, który zapewne wiedział już, mieszkając na stałe w Krakowie, o sprawie Katynia. Ostateczne zaś świadectwo śmierci Eugeniusza Raszka stanowił egzemplarz „Gońca Krakowskiego” z 24 sierpnia 1943 roku, w którym wśród nazwisk wojskowych zidentyfikowanych przez techniczną komisję Polskiego Czerwonego Krzyża znalazły się dane męża prababci z adnotacją, że przy zwłokach znaleziono list.
Według dokumentu sporządzonego w Krakowie 20 maja 1944 przez członków komisji badającej spuściznę z Katynia, w kopercie nr 03978 należącej do pradziadka znajdował się list nadany w Krakowie 4 stycznia 1940 przez jego siostrę – Zofię, zawierający naszkicowaną na kopercie ołówkiem mapkę części Rosji na południowy-zachód od Moskwy. W treści listu określonej jako „rodzinna” pojawia się także adres brata Ludwika, przebywającego w Rosji, w mieście Juchnów, a także informacja, że w obozie w Kozielsku przebywać ma także Antoni Klimczyk – być może jakiś znajomy rodziny Niestety informacje te, wysyłane przez siostrę w nadziei, że bratu uda się wydostać z obozu, nie miały szans okazać się pomocnymi.
Oprócz męża II wojna światowa zabrała prababci Gabrieli także brata – podporucznika saperów w rezerwie Stanisława Bartoneca, którego los nie jest do końca znany:
„(…) widziany był jeszcze w czasie wysadzenia mostu na Sanie, a potem w Przemyślu. Być może poległ z rąk niemieckich lub sowieckich żołnierzy albo może z rąk dywersantów ukraińskich, gdzieś na wschodnich terenach Rzeczypospolitej (…)”.
Upływający czas nie zawsze jest w stanie uleczyć poranione serce, o czym może zaświadczyć kolejne wspomnienie Barbary Mudyny dotyczące powrotu z niewoli w obozie niemieckim brata ojca – Stanisława Raszka. Podobieństwo fizyczne braci sprawiło, że gdy stanął w drzwiach domu, Gabriela Raszek miała zapytać wbrew rozsądkowi, lecz w zgodzie z nadzieją: „Staszek czy Gienek?” Także córka, która od najmłodszych lat wiedziała o losie ojca, nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że Tata nie powróci. Chociaż rodzina zamordowanego nie doświadczyła szykan w związku z „niewygodną” przeszłością męża i ojca, to jednak po pomyślnie złożonych egzaminach maturalnych, Barbara Raszek została wezwana przez dyrektora liceum i zasugerowano jej, by nie wybierała studiów w Krakowie, gdyż decyzja ta mogłaby sprowadzić na nią kłopoty. W ten sposób babcia rozpoczęła studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Częstochowie, gdzie została przychylnie przyjęta przez kadrę wykładowców wywodzących się głównie z dawnych Kresów Rzeczypospolitej.
Gabriela Raszek aż do emerytury pracowała w kopalni w Sierszy na stanowisku księgowej. Jej wnuczka Anna wspomina, jak babcia zareagowała na wieść o śmierci Stalina w 1953 roku: podczas gdy wszyscy pracownicy kopalni zostali wezwani na apelu do powstania dla uczczenia pamięci „wodza”, Gabriela Raszek miała ostentacyjnie kontynuować posiłek, dając wyraz swojej dezaprobaty wobec „mordercy swojego męża” i ustroju komunistycznego. Po przejściu na emeryturę pod koniec lat sześćdziesiątych prababcia przeniosła się do Krakowa, do mieszkania pozostawionego przez kuzyna Hugo Bartoneca. Jesień swego życia poświęciła całkowicie rodzinie, pomagając w wychowywaniu prawnuków oraz angażując się w niesienie pomocy osobom starszym i samotnym.
* * *
Kwestia kłamstwa katyńskiego, wykorzystywanego jako narzędzie propagandy radzieckiej w kreowaniu fałszywego obrazu historii, stała się po zakończeniu II wojny światowej tematem tabu. Oficjalne stanowisko Rosji zawierało się w Komunikacie Komisji Specjalnej do ustalenia i zbadania okoliczności rozstrzelania przez niemieckich najeźdźców faszystowskich w lesie katyńskim jeńców wojennych – oficerów polskich, którego przedruk pojawiał się w prasie polskiej, m.in. w zachowanym przez rodzinę Eugeniusza Raszka egzemplarzu „Gazety Krakowskiej” z dnia 6 marca 1952 roku. Obszerny komunikat zostaje podsumowany takimi wnioskami ogólnymi:
- „Jeńcy wojenni – Polacy, którzy przebywali w trzech obozach na zachód od Smoleńska i zatrudnieni byli przed rozpoczęciem wojny na robotach drogowych, znajdowali się tam również po wtargnięciu okupantów niemieckich do Smoleńska – do września 1941 r. włącznie.
- W lesie katyńskim na jesieni 1941 r. niemieckie władze okupacyjne dokonywały masowych rozstrzeliwań jeńców wojennych – Polaków z wyżej wymienionych obozów (…).
- W związku z pogorszeniem się dla Niemiec na początku 1943 r. ogólnej sytuacji wojennej i politycznej niemieckie władze okupacyjne przedsięwzięły w celach prowokacyjnych szereg środków, zmierzających do przypisania ich własnych zbrodni organom władzy radzieckiej z takim wyrachowaniem, aby skłócić Rosjan z Polakami. W tym celu:
- Niemieccy najeźdźcy faszystowscy za pomocą perswazji, usiłowań przekupstwa, gróźb i barbarzyńskiego znęcania się, starali się znaleźć „świadków” spośród obywateli radzieckich, od których starali się wydobyć fałszywe zeznania o tym, że jeńcy wojenni – Polacy zostali rzekomo rozstrzelani przez organa władzy radzieckiej na wiosnę 1940 r.
- Niemieckie władze okupacyjne wiosną 1943 r. zwoziły z innych miejsc zwłoki rozstrzelanych przez nich jeńców wojennych – Polaków i wrzucali je do rozkopanych grobów lasu katyńskiego, mając na celu zatarcie śladów własnych zbrodni i zwiększenie liczby „ofiar bestialskich zbrodni bolszewickich” w lesie katyńskim”. [Komunikat Komisji Specjalnej do ustalenia i zbadania okoliczności rozstrzelania przez niemieckich najeźdźców faszystowskich w lesie katyńskim jeńców wojennych – oficerów polskich // Gazeta Krakowska (1952) R. IV, nr 57, str. 3].
Zatrważająca skala zakłamywania historii przez ZSRR spowodowała, że rodziny ofiar zbrodni katyńskiej musiały czekać blisko pół wieku, by móc stanąć nad mogiłami bliskich. Gabriela Raszek i jej córka Barbara Mudyna wyjechały do Katynia po raz pierwszy w 1989 roku i jeszcze wówczas tablica przy czterech mogiłach informowała, że spoczywają w nich polscy oficerowie zamordowani przez niemieckich faszystów. Jak wspomina babcia, wizyta w Katyniu była wielkim przeżyciem dla niej i matki:
“Dopiero wtedy, będąc na miejscu kaźni, 84-letnia mama zrozumiała, że mąż zginął”
[M. Kubarek, Katyń…ocalić od zapomnienia, Bliżej Apostołów, Biuletyn duszpasterski parafii Świętych Piotra i Pawła w Trzebini, (2009) R. III, nr 16 (64), str. 3].
W 60. rocznicę Zbrodni Katyńskiej, 28 lipca 2000 roku, został oficjalnie otwarty i poświęcony Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu i wreszcie tysiące anonimowych Ofiar doczekało się imiennego miejsca pochówku, przywracającego godność żołnierza oddającego życie w imię wolności Ojczyzny. W związku z tym wydarzeniem, w liście Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polski do Gabrieli Raszek z 13 kwietnia 2000 roku czytamy:
“Przez dziesiątki lat miejsca Zbrodni Katyńskiej i wiecznego spoczywania jej ofiar były niedostępne lub nieznane, a wokół zbrodni panował spisek milczenia i kłamstwa. Dziś Polska dziękuje Paniom za lata heroicznej walki o ujawnienie prawdy o Zbrodni Katyńskiej i o mogiły dla pomordowanych, dziękuje za lata ciężkich doświadczeń w tej walce. Po 60 latach od Zbrodni Katyńskiej Wasi najbliżsi doczekają się nareszcie prawa spoczywania na żołnierskich cmentarzach. Doczekają się przywrócenia honoru i godności należnej żołnierzom, którzy bronili Wolnej Polski do ostatniej kropli krwi”. [Ze zbiorów prywatnych B. Mudyny]
Oprócz tej symbolicznej tabliczki w lesie katyńskim wielu spośród pomordowanych ma swoje miejsce spoczynku na polskiej ziemi za sprawą rodzin, które dla uczczenia pamięci tragicznie zmarłych bliskich zdecydowały się, jak Gabriela Raszek i jej córka Barbara, na wzniesienie pustego grobu dla męża i ojca na cmentarzu w Trzebini, co stało się możliwe po upadku reżimu komunistycznego w Polsce, który to fakt prababcia przyjęła z nieskrywaną radością.
Przełomowe wydarzenia dla polskiej historii sprzed ponad 20 lat przyniosły także diametralną zmianę w sposobie mówienia o Zbrodni Katyńskiej. Odtajnienie części dokumentów przez stronę rosyjską pozwoliło na nowo podjąć studia nad genezą i przebiegiem masowych egzekucji polskich oficerów wiosną 1940 roku.
Szlaban milczenia zdjęty z tematu katyńskiego w wolnej Polsce oznaczał także możliwość godnego uczczenia pamięci ofiar oraz przyznania im pośmiertnych odznaczeń wojskowych. W 2002 roku z inicjatywy ówczesnego Biskupa Polowego Wojska Polskiego gen. dyw. Sławoja Leszka Głódzia powstała w Katedrze Polowej WP Kaplica Katyńska “jako upamiętnienie męczeństwa 21 857 obywateli RP — jeńców wojennych i więźniów, zamordowanych wiosną 1940 roku przez NKWD na mocy decyzji najwyższych władz państwowych Związku Sowieckiego”.
Na ścianach kaplicy wyryto nazwiska poległych z rąk NKWD funkcjonariuszy Policji oraz oficerów Wojska Polskiego, w tym tabliczkę poświęconą pamięci por. Eugeniusza Raszka.
5 października 2007 roku Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich podjął decyzję o pośmiertnym mianowaniu porucznika Eugeniusz Raszka s. Ludwika na stopień kapitana Wojska Polskiego, o czym zawiadamiał córkę oficera – Barbarę Mudynę w liście z 30 lipca 2008 roku. Podczas uroczystości “Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów”, w dniach 9 – 10 listopada 2007 roku na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie odczytano nazwiska ofiar Zbrodni Katyńskiej, awansowanych na wyższe stopnie wojskowe i służbowe.
Warto w tym miejscu przywołać równie ważną inicjatywę podtrzymywania pamięci o losie pomordowanych, realizowaną w ramach Ogólnopolskiego Programu Edukacyjnego “Katyń… ocalić od zapomnienia” – akcji uroczystego posadzenia 21473 Dębów Pamięci na 70-lecie Zbrodni Katyńskiej. 17 kwietnia 2009 roku, na terenie Parku Zieleniewskich w Trzebini posadzono trzy dęby, które mają przypominać o straconych w Katyniu, Charkowie i Starobielsku mieszkańcach Trzebini: kapitanie Eugeniuszu Raszku, kapitanie Marianie Pająku oraz poruczniku Janie Lassocie. Dąb poświęcony pamięci pradziadka Eugeniusza posadziła osobiście jego córka, której towarzyszył mąż, dzieci, wnuki oraz prawnuki.
Uroczystości tych nie doczekała już niestety wdowa po kapitanie Raszku. Prababcia, przeżywszy ponad 100 lat, z czego aż 65 bez ukochanego Eugeniusza, zmarła 31 grudnia 2005 roku. Żywe wspomnienie męża przekazywała ponad pół wieku nie tylko córce Barbarze, ale i trójce wnucząt oraz prawnukom. Świadectwem tej pamięci były wyjazdy przedstawicieli kolejnych pokoleń rodziny Raszków na Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu – oprócz Barbary i Tadeusza Mudynów także ich córki Anny oraz wnuka Jakuba.
Osobiście poznałam Gabrielę Raszek jako już sędziwą, choć jeszcze bardzo sprawną staruszkę. Przy obowiązkowej popołudniowej herbatce i ciasteczku często wracała wspomnieniami do lat dziecięcych – opowiadając o przywiązaniu i szacunku do ojca Jana, o historiach zasłyszanych od kucharek, o szkolnych przedstawieniach, w których onieśmielała swoich kompanów. Zawsze te opowieści zmierzały jednak w tę samą stronę – ku wojnie, która odcisnęła najgłębsze piętno na życiu prababci, i ku Genkowi, jak zwykła nazywać swego męża. Nie zapomnę na pewno nigdy błysku w oczach niemal stuletniej kobiety wspominającej zbyt wcześnie utracone miłość i szczęście, mieszającego się z niedowierzaniem, jak długo może trwać ta rozłąka.
Kończąc to wspomnienie o losach Eugeniusza i Gabrieli Raszków, oddam głos ich córce, która w tak wzruszający sposób apelowała o potrzebę żywej pamięci o Katyniu wśród kolejnych pokoleń w trakcie wspomnianej wyżej uroczystości posadzenia Dębów Pamięci:
“Katyń – podobnie jak Oświęcim stał się symbolem największych w dziejach ludzkości zbrodni popełnionych na bezbronnych. Dla Polaków stał się symbolem bohaterstwa i prawdy – prawdy, na której ujawnienie trzeba było czekać dziesiątki lat. Tysiące polskich obywateli zginęło na nieludzkiej ziemi, to był tragedia także dla tysięcy rodzin (…). To jest tragedia milionów Polaków przenoszona w pamięci z pokolenia na pokolenie. Czas mija – pamięć narodu pozostaje, trzeba ją koniecznie pielęgnować i tutaj prośba do młodego pokolenia: pamiętajcie o Tych, którzy oddali swe życie za Waszą ojczyznę. Pamięć naszych bliskich będzie także pielęgnowana przez następne pokolenia naszych rodzin (…) <Pamiętaj Polsko o tych dzieciach twoich, które miłość i przywiązanie do Ciebie śmiercią okupiły>. Niechaj te słowa wypowiedziane przez biskupa generała Leszka Głódzia będą mottem dla tych wszystkich, którzy nie chcą zapomnieć o Katyniu”. [Tekst wystąpienia ze zbiorów prywatnych B. Mudyny].