Bronisław Radziejowski
Bronisław Radziejowski z żoną Natalią i synem Władysławem
Wspomnienia te nie są moimi wspomnieniami o Dziadku – którego niestety nie było dane mi poznać – urodziłam się w 1943 roku. Nie żyje Babcia (zmarła, kiedy miałam 13 lat) ani obaj synowie (tata i stryj), którzy mogliby je uzupełnić swoimi wspomnieniami.
Te wspomnienia to nieliczne zapamiętane z dzieciństwa moje i mojego młodszego rodzeństwa sytuacje, kiedy nasz tata Władysław wspominał swego ojca lub babcia Natalia męża. Drugi z synów Jerzy – po Powstaniu Warszawskim jeniec Stalagu X‑B Sandbostel, wyzwolony przez aliantów – pozostał na Zachodzie. Od razu rozpoczął poszukiwania ojca (informacja w liście z Belgii przysłanym do Warszawy). W ostatnich latach życia stryj Jerzy, który powrócił do Polski z powojennej emigracji, wspominał swego tatę przede wszystkim bardzo emocjonalnie i uczuciowo. Od niego dowiedzieliśmy się, że we wrześniu był z mamą koło Ostroga (w tej okolicy Dziadek otrzymał po wojnie 1920 roku działkę osadniczą) i tam dotarł Bronisław, aby pożegnać się z nimi przed pójściem do niewoli sowieckiej. Nie tylko rodzina, ale i okoliczni mieszkańcy zatrzymywali go, radzili ucieczkę, ukrycie się – ale odpowiedział: „Dałem słowo honoru polskiego oficera, że wrócę, i nie mogę go złamać”. Tak więc oboje i żona i syn wiedzieli, że Bronisław został zabrany do obozu jenieckiego.
Natalii i Jerzemu udało się (dzięki ukraińskiemu koledze Jerzego sprzed lat, ze szkoły podstawowej w Ostrogu) wyjechać do Warszawy, unikając losu Polaków na Wołyniu. Wiemy, że Dziadek wysłał z Kozielska do rodziny dwie kartki, które niestety się nie zachowały, ale były potwierdzeniem jego obecności w tym obozie. Treści dziś możemy się tylko domyślać. O sobie mógł pisać niewiele, a zapewne interesował się losem żony i synów.
Z opowiadań Babci, Taty i Stryja pozostała nam świadomość, że nasz Dziadek osierocony w wieku 12 lat przez ojca, a trzy lata później przez matkę był bardzo rodzinny. Z przekazów Taty wiem, że dziadek przejmował się losem swojego rodzeństwem, które zostało na terenach ZSRR. Korespondował i wysyłał paczki. Z bratem Feliksem spotkał się jeszcze w 1925 roku w Przemyślu. Dopytywałam w dzieciństwie o rodzeństwo Dziadka, gdzie są i co się z nimi dzieje, ale dowiedziałam się tylko, że już przed wojną korespondencja ustała, bo Feliks bardzo prosił, aby nie przysyłać ani paczek, ani listów. Dlaczego? Nigdy nie otrzymałam odpowiedzi na to pytanie i dopiero po latach zorientowałam się, dlaczego. Korespondencja z rodziną z Polski mogła być wykorzystana i została wykorzystana jako pretekst do represji Stalina wobec Polaków w latach trzydziestych.
Dziadek był jednym z członków założycieli Mieszkaniowego Stowarzyszenia Spółdzielczego Oficerów na Żoliborzu w Warszawie. W rodzinnym mieszkaniu Radziejowskich na warszawskim Żoliborzu, do którego udało się wrócić po popowstaniowej tułaczce (wprawdzie ogołoconego i zniszczonego), obecność Dziadka była wyczuwalna przez obecne w nim przedmioty: nieliczne ocalałe książki i obrazy, które dziadek namalował (autoportret, las na pobliskich Bielanach, martwą naturę). Dopytywałam o Dziadka, ale niestety dorośli i Tata, i Babcia (nasza mama Janina też nie poznała swego teścia– rodzice pobrali się w 1942 roku) niewiele mi przekazywali. Pamiętam poszukiwania i nadzieję, że Dziadek jednak żyje, skoro nie ma go na liście katyńskiej opublikowanej w 1943 roku.
Babcia tę nadzieję miała bardzo długo. Pisała do Czerwonego Krzyża, do Londynu, poszukiwała wracających do Polski żołnierzy II Korpusu, zapraszała ich do domu z nadzieją, że dowie się czegoś o swoim mężu. Zauważywszy, że mogłam usłyszeć rozmowy dorosłych o poszukiwaniach Dziadka czy zapamiętać nazwę Katyń lub Kozielsk, Babcia upominała mnie z wschodnim zaśpiewem: „Anusinka, pamiętaj, nie wolno nikomu opowiadać o tym, co dzieje się w domu ani o czym się rozmawia”.
Stryj w 1949 roku w Londynie ożenił się Anną Romanowską, która wywieziona z rodziną na Syberię, przeszła z Armią Andersa cały szlak przez Monte Cassino do Anglii. Tam włączyła się w poszukiwania teścia, czego efektem był list od pułkownika Tadeusza Felsztyna, który też był więźniem Kozielska, jako jeden z niewielu ocalał znalazł się w Armii Andersa. W liście z września 1950 roku informował, że pamięta dobrze Bronisława Radziejowskiego z Kozielska oraz że Bronisław został wywieziony wcześniej od niego. Przekazał swoje przypuszczenia, że gdyby Bronisław został przewieziony do innego obozu lub więzienia, byłby tego jakiś ślad. A w tej sytuacji uważa, że brak nazwiska wśród zidentyfikowanych ofiar Katynia nie oznacza, że ocalał. Należy uznać go za zamordowanego. Tym samym rozwiał nadzieje bliskich.
Dziadek mimo wychowania wojskowego miał duszę artysty. Malował, grał na wiolonczeli. Jego ulubionym utworem, który często wykonywał, było Marzenie Roberta Schumanna. Rysunku uczył go mieszkający w pobliżu Stefan Norblin, znajomy z czasów wojny 1920 roku. Tata, grając z nami w gry planszowe, wspominał, że ich tata też z nimi tak spędzał wolny czas. Pamiętam, że Babcia 10 lutego (w kolejne rocznice ślubu) stawiała przy zdjęciu Dziadka ładne kwiaty. Ci, którzy znali naszego Dziadka, wspominali go jako człowieka dobrego, kulturalnego i obdarzonego poczuciem humoru. Takim Go sobie wyobrażamy w rodzinie, opowiadając o nim naszym dzieciom i wnukom.
W 2012 roku w drugiej edycji Konkursu Instytutu Pamięci Narodowej Sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy została nagrodzona praca praprawnuczki Bronisława upamiętniająca go jako człowieka honoru (https://www.facebook.com/eduipn/app/259056814135836/).
Postać pułkownika Bronisława Radziejowskiego upamiętnia też „Dąb Pamięci” posadzony w 74. rocznicę Zbrodni Katyńskiej w dniu 4 kwietnia 2014 w Olsztynie w ramach akcji IPN Katyń… ocalić od zapomnienia. Drzewo-pomnik zostało posadzone na terenie Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Olsztynie.
wnuczka, Anna Radziejowska-Hilchen